Łukasz Orbitowski
wydawnictwo: SQN
Strony 384
Ziemia spełnionych życzeń?
Szczęśliwa ziemia "wgryza się" w myśli i pozostaje na długo. To chyba najkrócej oddaje moc wrażeń, jakie daje najnowsza książka Łukasza Orbitowskiego. To powieść ambitna, która jest wyczerpującym obrazem małomiasteczkowego piekiełka i współczesnych młodych ludzi. Dążenie do szczęścia, to ostatnio modny temat, dawno jednak nie udało się nikomu ująć tematu tak sugestywnie. Powieść od pierwszej strony zaskakuje. Nie ma tu powolnej ewolucji klimatu od sielankowego po dramatyczny. Tu cały czas jest dramat i groza. Jest też wielka dbałość o detale. Wszystko zostało dopracowane, a opisy z pozoru bez znaczenia, nabierają głębszej wymowy.
"Moja matka nazywała się Wściekłość".
Szczęśliwa ziemia jest opowieścią o przyjaciołach, którzy dzieciństwo i lata młodzieńcze spędzili w małym mieście, które nie ma im nic do zaoferowania, i którym szczerze gardzą. Rykusmyku, to miasto jakich wiele - targ, kościół, cmentarz, miejscowy bar, wysypisko śmieci. Ale Rykusmyku, to też miasto inne niż pozostałe - zbyt często dochodzi tu do gwałtów i giną ludzie. Jest też opuszczony, stary zamek...
Jest ich pięciu i właśnie wkraczają w dorosłość: Sikorka, któremu ojciec nie zamierza ułatwiać startu w życiu; Blekota, który nie ma szczęścia w miłości; DJ Krzywda - którego dziewczyna jest w ciąży; Sedes, który słyszy w głowie skrzek; i bity przez ojca Trombek. Razem zamierzają pożegnać szczenięce lata i udają się nocą do podziemi zamku, o którym krążą legendy. Podobno wystarczy wypowiedzieć życzenie, a się spełni. Każdy z nich ma inne oczekiwania wobec życia, każdy pragnie czegoś innego. Miłość, zdrowie, pieniądze, cokolwiek - wypowiedz życzenie, zatańcz. Ale niczego nie ma za darmo, trzeba coś pozostawić. Chłopcy kończą diaboliczny rytuał połączeni tajemnicą. Wspólnie postanawiają wyjechać, nie kontaktować się ze sobą i nigdy już nie wrócić. W Rykusmyku zostaje tylko jeden z nich. Od tego momentu akcja posuwa się o kilkanaście lat i podglądamy dorosłych już mężczyzn. Gdzie mieszkają? Czy spełniły się ich marzenia? Czy wrócą do Rykusmyku? I co tak naprawdę wydarzyło się tamtej nocy? Fabuła komplikuje się. Ujawnia się napięcie skrywane przez pozornie szczęśliwych młodych ludzi, ich strach - ten najprostszy i głęboko ukryty, który rozsadza od środka. Byle tylko nie myśleć, nie pamiętać.
"Karol giął się pod księżycem, z pijanym uśmiechem nawoływał, abym pokazał, co potrafię.
Zatańczyłem mu skrzek".
Pisząc o czasach dzieciństwa i młodości chłopców autor postawił na realizm i naturalizm, dzięki czemu idealnie wg. mnie oddał ducha tamtych czasów. Podobnie zapamiętałam okres przemian w Polsce. Upadające wypożyczalnie kaset video, rozkwit lombardów i ciucholandów, to obrazek znany chyba z każdego "podwórka". Nie pomylił się też w ocenie współczesnych trzydziestolatków, którzy dążą raczej do tego by "mieć" niż "być".
Na koniec jeszcze parę słów o scenach z podziemi. Zachwyciły mnie, nie - za mało. Oszołomiły mnie paranoiczne opisy i nagromadzenie zdeformowanych obrazów. Cała powieść jest naprawdę znakomita, a poszczególne fragmenty... Ech, sami przeczytajcie.
moja ocena:
