wtorek, 21 października 2014

Australia - Barbara Dmochowska

Australia - Barbara Dmochowska
Australia
Barbara Dmochowska


Wydawnictwo: Bernardinum
Strony: 245



Australia. Pierwsze skojarzenie, to zwykle kangury, koala, Sydney, opera. Czyż nie? Dla mnie Australia ma wydźwięk osobisty. W czasach słusznie minionych otrzymywałam paczki od bliskiej osoby, która wyemigrowała lata temu na ten najmniejszy kontynent świata. Doskonale pamiętam ich zapach. W środku rzeczy, które umownie dzieliłam na trzy kategorie: jadalne (słodycze), zabawki i nie-zabawki, czyli ubrania, sprzęty, reklamówki (a jakże!). Dorastałam więc z żółtym kangurem, a sentyment do Australii został mi do dziś. Nie ukrywam, że zawsze marzyłam o podróży do tego niezwykłego miejsca.





Basia i Paweł też mieli marzenie, szybko przeszli jednak w tryb realizacji. Wybór miejsca, wiza, bilety i późnym latem 2000 roku byli już w Australii. Na podróże trzeba mieć czas i pieniądze. Nasza para czasu miała dość, a pieniądze zawsze można zarobić na miejscu. Wkrótce nadszedł czas, by wyruszyć we "właściwą podróż". Zaopatrzeni w artykuły pierwszej potrzeby, z nadzieją w sercach wyjechali w trasę starym autem. Można rzec, że Subaru stało się trzecim uczestnikiem podróży. Nierzadko decydowało, gdzie pojadą i na jak długo ram zostaną. Było kapryśne i przekorne. Nie zawiodło w krytycznej sytuacji. Eh, Subaru... Co tu dużo mówić, atrakcje zapewnione.


"- (...) przyjechaliśmy tu, żeby zobaczyć Australię(...)

- Chłopie, to nie Europa. Tu się rzeczy nie ogląda. Tu naprawdę nic nie ma. Kupa ziemi, nic do oglądania. 

Tu się leży, opala, pije piwo. Kupa rzeczy do roboty, ale nic do oglądania!

Ale to nie była prawda."


Trwająca niemal trzy miesiące włóczęga wygnała ich z Sydney do Melbourne, Tasmanii, Adelajdy, a potem na Terytorium Północne, by zatoczyć koło i powrócić do Sydney. Zwiedzili wielkie i duszne metropolie, odwiedzili rezerwaty przyrody wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO, spróbowali miejscowych przysmaków, stanęli oko w oko z niezwykłymi zwierzętami i poznali ich zwyczaje, rozmawiali z miejscowymi, od których szybko zarazili się optymizmem i powszechnym "no worries". 

Bernardinum daje nam jak zwykle książkę znakomicie wydaną. Twarda oprawa, absolutnie niezbędny dla książek podróżniczych, piękny, błyszczący papier. Szkoda tylko, że nie wszystkie zdjęcia były dobrej jakości. Przy takich książkach czas płynie przyjemnie. I ja odpływam w świat marzeń. I ręka dziwnie płynie w kierunku myszki... Klik, klik. To po ile bilety?  



moja ocena:

4/5

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa Bernardinum.

7 komentarzy:

  1. Uwielbiam takie książki podróżnicze, na pewno przeczytam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze brzmi :). / kiedyś lubiłam czytać taki blog prowadzony przez parę emigrantów. Ciekawe, czy jest jeszcze aktywny... Mam też penpalkę z Australii :). Lubię czytać o życiu w Australii.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapowiada się niezwykła podróż. Książka już czeka na mojej półce.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie znam osoby, który chociaż trochę nie fascynowała się Australią. Ja od lat marzę o przejechaniu Australii wzdłuż i wszerz, jak na razie poznaję ten kraj jedynie dzięki literacko-podróżniczej pasji ludzi odważniejszych ode mnie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam czytać o Australii, zatem koniecznie muszę nabyć książkę.

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo lubię tę serię wydawniczą:)

    OdpowiedzUsuń