piątek, 23 sierpnia 2013

Stara Słaboniowa i spiekładuchy


Stara Słaboniowa i spiekładuchy

Joanna Łańcucka

Wydawnictwo Oficynka
Strony: 447


Diabły, zmory i inne czarcie pomioty
Osnuta mgłą, nieopodal lasu leży wieś Capówka. Ludzie w niej zacofani żyją i, jak twierdzą, w zabobony nie wierzą. Czas się tu już dawno zatrzymał. Autorka pozwala nam zajrzeć do każdej chaty i poznać jej mieszkańców. A mieszkają tam bogaci gospodarze i małorolni, pijacy i ich matki, samotne starowinki i rodziny wielodzietne. Każdy ma swoje problemy i drobne radości, każdy jakiś sekret ma. Nie, zdecydowanie nie jest to wieś sielska. 

W takiej właśnie chatynce mieszka Słaboniowa. Ile ma lat, sama nie wie, bo już od dawna nie liczy. Wiele jej nie potrzeba, ot jedna izba z piecem i kot Mruczek. Ludzie we wsi gadają, że wiedźmą jest, co jak spojrzy to mleko kwaśnieje. Ona sama niechętnie o sobie opowiada. Wiadomo jednak, że na każdy kłopot potrafi coś zaradzić. I choć oczy ma słabe, to nie jedno już widziała. Diabły, zmory, strzygi, południce, czy kikimory, na które już tylko Słaboniowa ma sposób. Licho wie skąd zna diabelskie sztuczki. Z rozrzuconych strzępków informacji powoli wyłania się obraz ważnych wydarzeń z jej życia, delikatną zasłonką oddzielający prozaiczną rzeczywistość od...

Co, jak co, ale przedstawiony naturalistycznie świat się Łańcuckiej udał. Niczego nie można przewidzieć, nie ma utartego schematu. Cała powieść napisana jest gwarą, dzięki czemu czytelnik może zatopić się w klimacie słowiańskich podań i mitów. Sięgnąć do korzeni. Sama Słaboniowa jest zaś intrygująca. Pełnokrwista i niebanalna.

Do lektury zasiadłam z nadzieją na korowód piekielnych stworów. Nie zawiodłam się. 

moja ocena

1 komentarz: